____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




poniedziałek, 3 sierpnia 2015

SPORT A MIASTO



Pewnie dla wielu czytelników tego bloga sport sam w sobie jest mało interesującym zagadnieniem, nie wnoszącym specjalnie nic ciekawego do debaty o mieście, a do tego kojarzonym raczej z  ogromnymi wydatkami na stadiony, hale sportowe, aquaparki, czy wielkie wydarzenia, a nie z czymś, co może pełnić istotną rolę w kształtowaniu miejskiej przestrzeni, jak i walczeniu o jej publiczny charakter. Ze względu na swoją sportową przeszłość i związane z nią zainteresowanie tematem będę się starał - dla odmiany - pokazać, że nie musi być drogą fanaberią władz samorządowych, lecz ważnym czynnikiem budującym miejską wspólnotę. Oczywiście wszystko będzie mocno osadzone w katowickim kontekście, który jak zwykle wymaga ode mnie trochę krytycznego podejścia lub - jakby powiedzieli niektórzy - zwykłego internetowego hejtu.
 
Zacznijmy zatem od samych Katowic i od skrótowego przyjrzenia się temu jak wygląda w nich sport na co dzień. Katowice, podobnie jak inne duże miasta w Polsce, organizują wiele bardzo drogich imprez sportowych na światowym poziomie. Niestety nie wykorzystują tego faktu do wypromowania danych dyscyplin, stworzenia dzielnicowej infrastruktury do ich trenowania i budowania wokół tego profesjonalnych sekcji sportowych, których w mieście jest jak na lekarstwo. Ogólnie: brakuje szerszej strategii dla sportu w mieście. Zarówno tego amatorskiego, jak i profesjonalnego, bo przecież jeden nie jest w stanie funkcjonować bez drugiego. Najlepszym tego przykładem jest tegoroczny turniej tenisowy Katowice Open, który miasto dofinansowało kwotą 1,5 mln złotych, a w którym uczestniczyła garstka kibiców. Nie buduje się wokół turniejów popularności danych dyscyplin, ani nie stwarza się warunków do ich trenowania. Więc w zasadzie mamy imprezy sportowe raz do roku, a po nich nic się nie dzieje, bo nie ma gdzie, nie ma komu i nie ma po co. Brak liczących się w kraju sekcji czy klasowych sportowców w tak dużym mieście nie jest raczej powodem do dumy. W celu ich zbudowania nie wystarczy zorganizować dużego turnieju. Ten proces zaczyna się dzięki dostępności i otwartości infrastruktury oraz wspieraniu dzielnicowej i amatorskiej aktywności, która może być zapleczem dla profesjonalnych klubów.
 
Przechodząc do sedna, jeśli chcemy mieć w mieście sport na co dzień, a nie od święta, to musimy powrócić w myśleniu o nim do trochę zapomnianej dzisiaj idei sportu jako publicznej i dostępnej aktywności. Ta kategoria - mocno podkreślana choćby przez modernistów, ale  dostosowana do współczesnych realiów - może pozwolić nam nie tylko na stworzenie warunków do rozwijania samego sportu, ale również na budowanie wspólnoty miejskiej i odzyskiwanie publicznego charakteru miejsc z nim związanych. To może być zwykła siłownia pod chmurką, ścieżki rowerowe, wielofunkcyjne boiska czy inne miejsca dla sportu i rekreacji - w parkach, na skwerach, w podwórkach, czy na placach. Takie przestrzenie, jeśli będą projektowane wspólnie z mieszkańcami, mogą stać się dostępnymi  dla każdego i lubianymi miejscami spotkania i aktywności. Nie chodzi tu o wydzielone płotem “orliki” pod ścisłą kontrolą, czy przyszkolne hale sportowe, dostępne dla mieszkańców przez 2 godziny dzienne, a o przestrzenie otwarte, wkomponowane w miasto, będące jego częścią składową. Bez ogrodzenia, oddzielenia i swego rodzaju gettyzowania.
 
Ciekawym przykładem opisanego podejścia do sportu jest idea skweru sportów miejskich, którą próbuje się wprowadzać w życie w Warszawie. To miejsce, gdzie spotykają się różne pokolenia i różne dyscypliny. Od rolkarzy i skaterów po szachistów, tancerzy i dzieci korzystające z placów zabaw. Do tego w miejscach tych mogą znajdować się kawiarnie, dzielnicowe domy kultury oraz sceny do plenerowych występów. To sprawia, że te wielofunkcyjne przestrzenie stają się centrami życia dzielnicowego i często przywracają mieszkańcom zapomniane fragmenty miasta.
Równie inspirujące podejście do sportu w mieście można było zaobserwować w ramach wrocławskiego projektu Out of Sth. Organizatorzy zapraszali na otwarte pikniki na zaniedbany i opuszczony tor kolarski, promując nie tylko aktywność rowerową, ale również publiczny charakter tej przestrzeni, którą należy odzyskać dla mieszkańców. Interesujący jest fakt, że Out of Sth nie jest projektem sportowym, a artystycznym, prowadzonym przez galerię BWA, co pokazuje, że granice między różnymi miejskimi aktywnościami są płynne. Wszystkie razem i każda z osobna może posłużyć do walki o lepsze miasto i przestrzeń publiczną.
Takich działań i takiego podejścia do sportu w Katowicach najbardziej brakuje. Sportu dla mieszkańców i wspólnie z nimi tworzonego. Nie chodzi tu o przeciwstawianie sobie wielkich wydarzeń i drobnych dzielnicowych aktywności, gdyż one mogą i powinny się uzupełniać, lecz o zachowanie rozsądnych proporcji.
 
Kluczowe jest jednak pytanie, dla kogo właściwie sport w mieście ma być? Moim zdaniem powinien być przede wszystkim dla mieszkańców, a z tym niestety aktualnie mamy duży problem.