____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




środa, 30 grudnia 2015

NEONY WRACAJĄ

Wracają neony. Obecnie w postaci niewielkiej wystawy w Rondzie Sztuki w Galerii+. Ale nie tylko w takiej formie. Wracają też jako projekt, który swój początek miał w roku 2009. Chcąc ratować stare katowickie neony przed zniszczeniem, postanowiłem w ramach działania w stowarzyszeniu zbierać to, co jeszcze jest do zebrania. Swego czasu były one przecież wizytówką Katowic. Ich skala i ilość imponowała. Ale nie tylko to z mojego punktu widzenia warte jest odnotowania. Ważnym elementem było to, że wszystkie te napisy, szyldy, mrugające semafory były po prostu zaprojektowane. Przez zawodowców. Wcześniej zanim zajęły swoje miejsce w przestrzeni miasta, były oddane do ostateczniej akceptacji urzędowej (też przez zawodowców) aby ostatecznie zająć swoje należne miejsce i niejednokrotnie cieszyć oko. Dziś w zbiorach stowarzyszenia mamy ponad dwadzieścia mniejszych i większych szyldów uratowanych przed wyrzuceniem na złom. Oprócz wartości sentymentalnej mają one również wartość estetyczno edukacyjną.

W projekcie ‘NEON Katowice’ nie chodzi tylko o to, aby stare napisy znowu zaświeciły gdzieś w galerii. Chodzi o danie bodźca do dyskusji o jakości naszej wspólnej przestrzeni. Coraz szersze kręgi zatacza dyskusja o ilości i wielkości szyldów oraz reklam. Niedawno przyjęto ustawę krajobrazową. Widać,  że dostrzeganie bałaganu reklamowego to już nie fanaberia społeczniaków ale coraz istotniejsza kwestia utrwalająca się w świadomości mieszkańców.
I o to chodzi przede wszystkim w projekcie z neonami. Chodzi o to, żeby nam wszystkim uświadomić, że dobrze zaprojektowany szyld jest ważny. Tak dla firmy jak i dla przestrzeni wspólnej.

Chodzi o to, że warto się postarać. Warto posiadać nośnik reklamowy, który będzie jednocześnie budził zaciekawienie i poprawiał sprzedaż dóbr i usług. Jednocześnie będzie przyjazny dla przestrzeni miasta a być może stanie się jeszcze jednym z symboli okolicy jak niegdysiejszy pykający czajnik herbaciarni ‘Randia’ na rogu ulic 3 Maja i Stawowej? Wcale nie upieramy się przy neonach, chociaż uważamy, że taka forma reklamy ma w sobie to ‘coś’ i pasuje do Centrum Katowic aż nadto. Chodzi nam o to, żebyśmy się zastanowili czy reklamowy banerek to szczyt naszych możliwości reklamowych? Czy chodzi tylko o to, żeby jak najwięcej sprzedać? Czy może jednak chodzi o coś więcej?

Dominik Tokarski

piątek, 18 grudnia 2015

ŻEBY BYŁO ŁADNIE

Długo zastanawiałem się czy pisać ten tekst. A raczej komentarz. Wydaje mi się jednak, że temat powinien zostać publicznie poruszony. Choćby po to, żeby pokazać drugą stronę medalu. Inną perspektywę. Pobudzić do krytycznej refleksji. Może dzięki temu ktoś się zreflektuje i zobaczy, że nie zawsze chodzi o to, żeby było ładnie. Przynajmniej nie w temacie, który poruszam. A chciałbym wam napisać o tym co myślę o muralu, który powstał na skrzyżowaniu ulic 1 Maja i Dudy-Gracza oraz o wielu innych, podobnych realizacjach w całej Polsce. Zjawisko muralozy nie dotyczy przecież tylko Katowic, a sztuka w przestrzeni publicznej wymaga większego namysłu niż ten, który zafundowali nam artyści malujący ww. mural i dziennikarze go promujący.

Powstanie tej pracy uwiadomiło mi dwie rzeczy. Pewnie mało odkrywcze i oczywiste, a jednak w lokalnym kontekście pierwszy raz tak widocznie się one objawiły. Pierwsza rzecz to sam mural. Artyści stworzyli pracę bez treści, zupełnie wyrwaną z kontekstu i nie podejmującą żadnego dialogu z przestrzenią publiczną, mieszkańcami, miastem. Pracę estetyzującą, której głównym celem jest bycie ładną. Choć w tym przypadku jest to dosyć dyskusyjne. Jest ona zwykłym miejskim gadżetem, który będzie zbierał lajki, instafotki i komentarze miejskich oficjeli, że w mieście jest coraz ładniej. I tu powinno się pojawić pytanie, czy właśnie takiej sztuki w mieście potrzebujemy i chcemy? Czy chcemy pracy, która za nic ma miejsce, w którym powstaje, równie dobrze może powstać w każdym innym mieście albo na płótnie w galerii? Czy sztuka w mieście nie powinna wchodzić w relacje z otoczeniem, komentować i prowokować do dyskusji? Nie powinna zadawać trudnych pytań? Stwarzać pole do dyskusji o jakości przestrzeni publicznej, a nie tylko jej estetyce? W przypadku muralu na ul. 1 Maja mamy raczej do czynienia z czymś, co w przypadku kolorowania szarych bloków nazywa się miejską pastelozą. Bezrefleksyjnym traktowaniem przestrzeni publicznej. Mural nie jest tu narzędziem do mówienia o mieście, a celem samym w sobie. Formalną zabawą na żenująco niskim poziomie. Zjawisko, o którym piszę występuje wszędzie i wszędzie jest już mocno krytykowane. Powstało sporo publikacji, felietonów, odbyło się parę spotkań. A nasi dziennikarze, tak mocno zafascynowani powstałym muralem, jakby to przegapili. A może nawet nie byli zainteresowani. I tu dochodzimy do drugiej rzeczy, którą powstanie tej pracy świetnie pokazało. A chodzi o dziennikarską ignorancję. O chęć poszukiwania newsów. O powierzchowną analizę. Nasi lokalni dziennikarze wypowiadają się na każdy temat, a najczęściej na ten, o którym nie mają zielonego pojęcia. Są specjalistami od wszystkiego. I tak też było w tym przypadku. Nikt nie zadał sobie nawet trudu zbadania tematu. Nie spróbował przedstawić innego punktu widzenia. Bo właściwie po co? Mamy ładny kolorowy mural i tyle. Mamy atrakcyjnego newsa. I ciężko stwierdzić czy wynika to z wymogów redakcji, czy może z braku kompetencji samych dziennikarzy, czy braku chęci poznania tematu. Pewnie z wszystkiego po trochu. Szkoda, bo to właśnie dziennikarze mogliby tu pełnić istotną rolę w tworzeniu przestrzeni do dyskusji. Mogliby zadać parę pytań. Ale chyba nie specjalnie im na tym zależy. A może nie czują po prostu takiej potrzeby. Powstał ładny mural, więc po co się czepiać. Przecież w mieście chodzi właśnie o to, żeby było ładnie. Poziom refleksji jaki nam oferują niestety do tego się ogranicza.

I pewnie nie byłoby żadnego problemu, gdyby z jednej strony Panowie artyści potrafili uczciwie przyznać, że zrobili po prostu komercyjną reklamę, a nie dzieło artystyczne, a z drugiej dziennikarze nie wpadliby w zachwyt nad tym co powstało. A tak niestety po raz kolejny okazało się, że lokalny dyskurs, nie tyle o samej sztuce, bo ona jest tu najmniej ważna, ale o przestrzeni publicznej i mieście ogranicza się tylko do estetycznych egzaltacji. A to jest słabe.

wtorek, 15 grudnia 2015

SKOŃCZMY Z TYM ESK!


Przy okazji przeprowadzania przez zespół Fundacji Res Publica badań DNA Miasta w Katowicach, będących próbą przyjrzenia się polityce kulturalnej naszego miasta, naszła mnie pewna refleksja. Rozmawiając o stanie i kondycji kultury w Katowicach, często słyszę o przełomowym momencie jakim był start w konkursie o Europejską Stolicę Kultury. Moment, który uwolnił energie mieszkańców, wyzwolił w nich poczucie dumy i odpowiedzialności za swoje miasto. Sprawił, że chcieli działać na jego rzecz i współtworzyć jego kulturalny krajobraz. Sam zresztą biorąc udział w przygotowaniach konkursowych, byłem świadkiem zachodzącej zmiany. Dzisiaj często o tym wspominam, wskazując na pozytywny wpływ jaki tamten okres miał na nasze miasto i jego mieszkańców. Problem jednak w tym, że z dzisiejszej perspektywy ciągłe odwoływanie się do konkursu ESK niewiele nam już mówi o jakości kultury w naszym mieście. A na pewno nie pomaga nam w stawieniu czoła wyzwaniom i problemom jakie przed nami stoją.

Konkurs ESK choć bardzo pozytywnie wpłynął swego czasu na Katowice, dziś już nie może mieć mocy sprawczej, a strategia mu towarzysząca może nam więcej zaszkodzić nic pomóc. Wynika to z prostego faktu, że zmiana, która wtedy zaszła opierała się przede wszystkim na emocjach, zrywie, pozytywnej wierze w miasto i własne siły. A taka zmiana jest zawsze krótkofalowa i po pewnym czasie przemija, jeśli nie wykonamy nad sobą merytorycznej pracy. A ta mam wrażenie jest cały czas przed nami. Po konkursie zamiast poświęcić czas na stworzenie polityki kulturalnej z pierwszego zdarzenia, skupiliśmy się na ciągłym powoływaniu się na konkurs ESK, na tym jak jest fajnie, jacy jesteśmy aktywni, jak dużo się dzieje. To tzw. ‘dzianie się’ przybrało wręcz mityczny charakter i zawładnęło naszym myśleniem o kulturze. Czym więcej się działo, tym było lepiej. Bez specjalnej refleksji nad treścią i sensem. Dzisiaj wydaje się, że właśnie takiej refleksji najbardziej potrzebujemy. I niekoniecznie musi tu chodzić o stworzenie kolejnego dokumentu za grube miliony, który trafi do urzędniczej szuflady, a raczej o wprowadzanie konkretnych rozwiązań, która sprawią, że kultura w mieście będzie się realnie rozwijać, wpływając na jakość życia swoich mieszkańców, jak również tworząc aktywne i odpowiedzialne za swoje miasto wspólnoty. Kultury dostępnej i włączającej mieszkańców w procesy zmian, nie stworzy się pojedynczym emocjonalnym zrywem. Oczywiście, że emocje również są potrzebne, mają siłę budowania, jednak nie można na nich poprzestać. Dzisiaj zamiast fascynowania się zmianą jaka zaszła, sprawmy, żeby miała bardziej trwały charakter. Zastanówmy się nad odpowiednim finansowaniem kultury, przejrzystymi konkursami na dyrektorskie posady, wspieraniem kultury dzielnicowej i nieformalnych inicjatyw, programami miejskich instytucji, wspieraniem procesów rewitalizacji czy edukacją kulturalną. To tylko niektóre z problemów, które są jeszcze przed nami. Do ich przezwyciężenia potrzebne są jednak systemowe i kompleksowe rozwiązania.

Mam nadzieje, że badania prowadzone przez zespół Fundacji Res Publica, choć trochę pomogą nam w ich wdrażaniu, nakierowując na najbardziej palące potrzeby i problemy. Reszta zależy tylko od nas samych i naszej chęci zmiany. Tym razem bardziej realnej, mniej wizerunkowej. Zamiast czekać na kolejny tytuł, zacznijmy powoli i systematycznie przebudowywać naszą kulturę. Tak, żeby służyła mieszkańcom i była przez nich współtworzona. A dzięki temu z miasta wielkich wydarzeń i dobrych eventów staniemy się prawdziwym miastem kultury.

Michał Kubieniec