Modernizm stał się w Polsce modny. Po latach pogardy został wreszcie doceniony, dlatego publikuje się książki na jego temat, organizuje spotkania, spacery czy protesty w jego obronie. Już nie podobają nam się historyczne starówki – teraz liczą się tylko beton i bloki. Wszystko pięknie, sam się modernizmem jaram, jednak wydaje mi się, że przyjęliśmy go bezrefleksyjnie. Albo inaczej: ograniczamy się jedynie do sfery wizualnej, pomijając cały ideowy bagaż, który za nim się kryje. Podziwiamy detal architektoniczny, zabawy formą i zastosowane materiały. Bronimy modernistycznej architektury za wszelka cenę, chcąc ją zachować w niezmienionym kształcie. Oceniamy ją pod czujnym okiem konserwatorów i historyków, patrząc w zasadzie tylko na estetyczną oraz historyczną wartość budynku. Chcąc być postępowi, staliśmy się konserwatywni, a nasza obrona stała się z ducha antymodernistyczna.
Dlaczego tak uważam? Modernizm to chęć ciągłej zmiany, przemyślenia swoich założeń i ich redefinicji. To zaczynanie wszystkiego od nowa. Wieczna przebudowa. Brak ciągłości. Niechęć do patrzenia w przeszłość. My natomiast potraktowaliśmy go jako nietykalne dziedzictwo, które trzeba zachować, a nie materiał do udoskonalenia. Zresztą sami architekci modernistyczni przywiązali się do swoich dzieł, a nie zasad, które głosili. Chciałbym – dla odmiany – oddać hołd modernizmowi jako żywej idei, która jest punktem wyjścia do przepracowania własnego światopoglądu. Nie interesuje mnie ograniczenie do estetyki, odcięte od kontekstu społecznego czy politycznego, ponieważ wówczas cały nurt jest bagatelizowany. Nastawienie wyłącznie na ochronę modernizmu jako dziedzictwa zakrawa o konserwatywną zachowawczość.
Refleksja ta powraca do mnie co jakiś czas, gdy jestem świadkiem kolejnej debaty czy protestu, w których zaciekli obrońcy modernizmu nie pozwalają na jakiekolwiek krytyczne myślenie. Z góry zakładają, że strona przeciwna jest niedouczona i z tego powodu nie potrafi docenić fenomenu nowoczesnej architektury. Czy taka postawa nie jest przypadkiem zaprzeczeniem myślenia modernistycznego? Czy to odwoływanie się do dziedzictwa i przeszłości nie jest tym czego moderniści najbardziej się obawiali?
Dobrym przykładem takiej drogi może być niedawne oburzenie związane z chęcią przebudowy Domu Handlowego Skarbek. Nie pokazano żadnego projektu, wystarczyło że właściciel zapowiedział przebudowę i prawdopodobne usunięcie słynnych łusek z elewacji. Fakt, jest to bardzo charakterystyczny element w krajobrazie Katowic i może warto go zachować. Czy nie powinniśmy jednak najpierw zobaczyć, z czym się ta przebudowa wiąże i co może wnieść nowego? Nie tylko na płaszczyźnie estetycznej. Czy nie o tym powinniśmy dyskutować? Rozumiem – i podzielam – obawy związane z tym, ze firma Społem nie zaproponuje niczego ciekawego, o czym już parokrotnie nas przekonała. Nie zmienia to jednak faktu, że możemy i powinniśmy myśleć o zmianach nie tylko w tym obiekcie, ale również w całym mieście. Ciągle taką dyskusję podejmować, nie traktując wartości historycznej jako bezwzględnej i niepodważalnej. W ten sposób zrobiła choćby warszawska Fundacja Galerii Foksal, decydując się na przemianę swojej modernistycznej siedziby – mimo licznych protestów i krytyki.
Czy DH Skarbek powinien być zachowany w dotychczasowej formie, czy w ogóle powinien zniknąć? Decyzje powinniśmy podjąć dopiero po rzetelnej i wieloaspektowej refleksji. Mamy jednak prawo pomyśleć o zmianie, ponieważ to zawsze pozwala nam szukać nowych rozwiązań. Chroni nas również przed konserwatywną stagnacją.
Bez odwagi radykalnego myślenia nie zbudujemy lepszego miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz