____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




poniedziałek, 17 listopada 2014

NIEWYKORZYSTANY POTENCJAŁ “LOKALU NA KULTURĘ”


Krajobraz polskich miast tworzą dziś nie tylko lansowane przez media i polityków głównego nurtu, wielkie inwestycje w infrastrukturę, które miały być symbolem sukcesu gospodarczego, szybkiego rozwoju i świetlanej przyszłości. To również wszechobecne przestrzenie opuszczone i nieużytkowane. Miejskie pustostany, które straszą na ulicach, przede wszystkim śródmiejskich. Druga strona mitycznego sukcesu i jego produkt uboczny, a może raczej prawdziwe oblicze uprawianej w Polsce polityki lokalowej samorządu. Pokazujące porażkę naszego dotychczasowego myślenia o mieście i jego rozwoju.
Co się stało? Oddaliśmy władzę w ręce deweloperów, galerii handlowych i dyskontów. Uwierzyliśmy, że zewnętrzny kapitał zbawi nasze miasta. Przestaliśmy uprawiać politykę, zapominając o tym, że to ona powinna być narzędziem zmiany. W międzyczasie obserwowaliśmy powolny upadek lokalnego handlu czy rzemiosła. Zaczęły znikać miejsca dla niekoniecznie skalkulowanych na bezpośredni zysk finansowy działań społecznych czy kulturalnych w przestrzeni publicznej. Opustoszały lokale na pustych ulicach. Jednocześnie czekaliśmy, aż kryzys się skończy, przyjdzie prywatny inwestor i miasto odżyje. Jednak inwestor się zazwyczaj nie pojawiał, a jak już na chwilę wpadł, to wolał raczej postawić kolejną galerię handlową, niż ożywiać przestrzeń miejską, na co oczywiście miasta się bez wahania zgadzały. I tym sposobem dobijały się same.
Nie inaczej jest w naszym mieście. Również w Katowicach dalej wierzymy w niewidzialną rękę rynku i wielki kapitał. Nie chciałbym jednak skupiać się na przyczynach naszej aktualnej sytuacji, którą w dużym uproszczeniu zarysowałem na początku tego tekstu. Pisało też o tym wcześniej wielu innych autorów i myślę, że robili to zdecydowanie lepiej i ciekawiej, niż ja mógłbym to uczynić. Wolę się skupić na dyskusji o działaniach, które mogą odwrócić tę tendencję. Interesuje mnie zatem, jakich narzędzi należy użyć, żeby problem pustostanów rozwiązać. Jak wykorzystać potencjał w nich drzemiący.
Wydaje mi się, że w Katowicach zrobiliśmy już dwa pierwsze kroki: zainicjowaliśmy dyskusję i stworzyliśmy program „Lokal na Kulturę”. Teraz warto mu się przyjrzeć z bliska. Minął rok od pierwszej edycji. To znakomita okazja, żeby ten okres podsumować, ocenić i wysunąć wnioski na przyszłość.
Najpierw kilka słów o (nie tylko) moich marzeniach. Konkurs mógł stać się punktem wyjścia do dalszych rozważań o kierunkach polityki lokalowej miasta, ponieważ zakładaliśmy, że sposób jego realizacji będziemy dokładnie obserwować, rozwijać i systematycznie korygować. Pomysł, który inspirowany był projektem warszawskim, miał polegać na wynajmowaniu po preferencyjnych stawkach miejskich lokali na szeroko pojętą działalność kulturalną. Mógł stać się czynnikiem prowadzącym do ożywienia społecznego i gospodarczego miasta. Mógł stworzyć warunki do działań niekomercyjnych, zaadresowanych do lokalnej społeczności. Mógł otworzyć miasto na działania eksperymentalne i innowacyjne. Rozszerzyć przy okazji pole debaty o mieście o nowe, niezależne podmioty. Mógł wywołać miejski ferment.
Teraz natomiast parę zdań o (nie tylko) moim rozczarowaniu. Wszystko, co opisałem powyżej, mogło się zdarzyć, ale zrealizowaliśmy pierwotną wizję jedynie połowicznie. Podstawowym warunkiem, który zaproponowała grupa aktywistów inicjujących cały pomysł, była lokalizacja: ważne miejskie deptaki, ulice, czy dzielnicowe place. Miejsca, w których kiedyś kwitł handel i życie miejskie, a dzisiaj nie dzieje się nic – lokale stoją puste i czekają na lepsze czasy. Które obszary mam konkretnie na myśli? Dla przykładu ulice: 3 Maja, Warszawską czy Wawelską. Lokale atrakcyjne dla użytkowników i najemców, a także łatwo dostępne, których adaptacja do nowej funkcji może ożywić daną przestrzeń. Przywrócić ją mieszkańcom. Stało się jednak inaczej. Większość lokali, które Urząd Miasta umieścił na swojej liście, znajdowała się w podwórkach, w nieciekawych i trudno dostępnych terenach, a ponadto była w złym stanie technicznym. Miałem nieodparte wrażenie, że nikt inny nie chciał ich wynająć w standardowym trybie. Tam znaleźliśmy miejsce dla kultury, ponieważ nauczyliśmy się wyrzucać ją na peryferia myślenia o mieście. Oczywiście: na tych obszarach taka działalność może mieć sens, gdy tworzy przestrzenie o charakterze sąsiedzkim i dzielnicowym. My jednak chcieliśmy, żeby to działo się równocześnie z ożywianiem najważniejszych miejskich arterii, które przegrały w konfrontacji z wielkimi centrami handlowymi. To mógł być czynnik na nowo sprowadzający ludzi do miasta, które nie jest i być nie powinno tylko komercyjnym tworem.
Inną ważną kwestią było włączanie lokalnej społeczności w działalność prowadzoną w wynajmowanych lokalach. Zapraszanie ich do środka czy to w formie odbiorców czy współtwórców kultury. Lokal miał być otwarty i służyć aktywizacji danej przestrzeni jak i samych mieszkańców. Ze względu na brak weryfikacji i bieżącej kontroli prowadzonych w lokalach działań zdarzały się przypadki adaptacji na funkcję biurowo- administracyjną. Tak jest niestety w przypadku Grupy BIBU, która nie podejmuje żadnych akcji animacyjnych w lokalu, ponieważ umieściła tam biuro organizacji. Taki sposób użytkowania nie jest dobrą propozycją dla parteru budynku, a już na pewno nie powinien być dopuszczony w konkursie, o którym piszę. W tym celu można wykorzystać przepisy dotyczące wynajmu pomieszczeń dla NGO.
Szkoda również, że wnioski oceniali sami urzędnicy, którzy nie mają szczegółowej wiedzy o prowadzenia działań kulturalnych[P3]  i potrzebach mieszkańców w tym zakresie. Z tego powodu lepsza byłaby interdyscyplinarna i partnerska komisja, co było kolejną propozycją inicjatorów konkursu. Wówczas niezależni eksperci pracujący w kulturze wspólnie z urzędnikami mogliby bardziej dokładniej badać jakość składanych ofert konkursowych. Ten kontekst otwiera ponadto pytanie o włączenie samych mieszkańców na etapie wyboru najemców, czy wmontowanie rozwiązań z zakresu ekonomii społecznej w sam mechanizm. Warto przywołać chociażby klauzule społeczne w zamówieniach publicznych, które narzucałyby np. korzystanie z usług osób trwale bezrobotnych przy remoncie.
Lokal na kulturę to jak na razie jedyny systemowy pomysł, który udało się wcielić w życie w Katowicach, będący zarazem przykładem dobrej praktyki w zakresie polityki lokalowej. Pomimo swoich niedociągnięć pokazał potencjał, który tkwi w tego typu inicjatywach. Kultura w tym konkursie rozumiana jest bardzo szeroko i obejmuje również działania związane z rzemiosłem, kolekcjonerstwem czy nawet nowymi technologiami. Ważny był przede wszystkim animacyjny i społeczny charakter aktywności. Miejmy nadzieję, że w kolejnych edycjach ta otwartość będzie rozwijana i zapraszane do składania ofert będą kooperatywy, spółdzielnie socjalne, grupy samopomocowe, inicjatywy sąsiedzkie czy inne przedsiębiorstwa działające na zasadach ekonomii społecznej.

Rzecznikiem opisanej rozbudowy jest nasz kolektyw. Mój tekst nie stanowi zatem głosu przeciwko inicjatywie, ale jest przyczynkiem do konstruktywnej krytyki jego założeń i dyskusji o ulepszeniu mechanizmu. Chcemy chwalić się za parę lat ciekawym narzędziem polityki lokalowej, którego sprawne używanie od razu wpływa na przestrzeń naszego miasta. Teraz działamy na pół gwizdka. Niby jest dobrze, ale mogłoby być zdecydowanie lepiej.

Michał Kubieniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz