Wizyta na Biennale Architektury w Wenecji w listopadzie wprowadza w stan zawieszenia. Kapryśna pogoda i poniedziałkowe podróże vaporetto po wyspach laguny sprawiają, że czas zaczyna płynąć w spowolnionym rytmie kuracji w sanatorium Berghof. Aqua alta zmienia natomiast obraz przestrzeni, ponieważ zmusza do ciągłego szukania nowych dróg dojścia do wschodniej części miasta. Sama formuła wydarzenia jest również znacząca: obrasta tysiącami recenzji, sprawozdań i polemik, a przez to przechodzi z fazy ekscytującej i odkrywczej debaty do męczącego puszenia się „świata sztuki”.
Tegoroczna edycja – zgodnie z pytaniami nadrzędnymi, które
zadał kurator, Rem Koolhaas – miała być „audytem” architektury. Rozbudowaną i
opartą na szczegółowych badaniach refleksją nad tym, co mamy, jak do tego
doszliśmy, co z tym możemy teraz zrobić i dokąd możemy dojść startując z
obecnego punktu. Składała się z wystaw przygotowanych przez 66 krajów w
pawilonach narodowych w Giardini, w Arsenale oraz różnych, rozproszonych
punktach, które krążyły wokół problemu „wchłaniania nowoczesności”. Opowieści o
zawiązkach pomiędzy planowaniem i projektowaniem oraz modernizacją polityczną i
społeczną w różnych częściach świata. Towarzyszyły im dwie ekspozycje. Pierwsza
– kuratorska w Pawilonie Centralnym, zatytułowana „Elementy architektury” i
poświęcona „nowemu korpusowi wiedzy” o architekturze. Druga – „Monditalia” o
kondycji współczesnych Włoch, którą przygotowali ludzie tworzący inne części
Biennale: Kina, Tańca, Teatru i Muzyki.
Tyle o założeniach. W jaki sposób autorzy poszczególnych
wystaw odpowiedzieli jednak na problemy zdefiniowane przez Rema Koolhaasa?
Jakie narracje wyłaniały się ze zderzenia pojedynczych wypowiedzi?
W zadanych ramach kryło się ryzyko podryfowania w stronę
klasyfikacji inspirowanych przez botaniczne rozważania Karola Linneusza lub
ambicje francuskich Encyklopedystów. Tak też niestety się stało, ponieważ
pojawiły się kompleksowe przeglądy dokonań architektonicznych w poszczególnych
krajach (pawilon brazylijski). Niektóre zespoły zdecydowały się jednak na
przedstawienie jedynie dobrze przemyślanej i opracowanej syntezy własnych
poszukiwań, dodatkowe informacje umieszczając w folderach lub publikacjach
(Czesi i Słowacy). To właśnie w tych ekspozycjach mogłem odnaleźć kilka
ciekawych i inspirujących tropów...
Tytułowy wątek „wchłaniania nowoczesności” zainteresował
mnie ze względu na sposób, w jaki był sformułowany. Po pierwsze, zastanawiałem
się, jak kuratorzy odniosą się do ukrytego założenia, że „absorbowanie” zakłada
istnienie pewnych idei w jednym miejscu i ich brak w innym, a także opisuje
symetryczny proces eksportowania i importowania. Użycie tego pojęcia generuje
od razu pytania o to, co powszechne (uroszczenie zapisane w pojęciu „styl
międzynarodowy”) i lokalne (np. tradycja budowlana). O centrum i peryferia, a
przez to kieruje nas na pole analizy postkolonialnej i zachęca do ponownej
lektury europejskich opowieści o architekturze i urbanistyce modernistycznej.
Po drugie, moją wyobraźnię pobudzał sam termin „nowoczesność”, a właściwie
zaszyfrowane w nim rozważania o wartości tego, co jest przed modernizacją i
tego, co zostało unowocześnione. Dylematy, które można sformułować w języku
polityki i dyskusji o tożsamości narodowej.
Teraz szczegóły. Z każdą wizytą w kolejnym pawilonie coraz
wyraźniejsze stawało się wiszące nad wieloma ekspozycjami pytanie o to, czyim
dziedzictwem jest modernizm. To przecież (tylko) ograniczone pod względem
czasowym i geograficznym zjawisko społeczne, a w jego obrębie – ruch
architektoniczny. Konsekwencja Oświecenia, czyli ściśle europejskiego myślenia
o porządkowaniu świata. Żądającego uniwersalności, a przez to wprawionego w
ekspansywny ruch, co przestaje być oczywiste, gdy opuścimy jego matecznik. To
właśnie z tym problemem znakomicie zmierzyli się kuratorzy pawilonu Mozambiku.
Zwinnie żonglowali „turystycznym” i „widokówkowym” przeglądem obrazów młodego
kraju, zderzonego z osią czasu, na której rozpisano informacje historyczne, a
także trzy opowieści architektoniczne o ikonach „stylu międzynarodowego”, jego
recepcji narodowej i przemianach... wiejskiej chaty. Właściwie ich braku,
ponieważ to w tej formie tradycyjnego budownictwa zapisane jest długie trwanie
(niezmodernizowanej) społeczności. Nie mam pewności, czy ironia zawarta w
formie przekroju przez wszystkie warstwy, na którym znajduje się Muzeum Guggenheima
w Bilbao (międzynarodowe na górze), realizacje w miastach Mozambiku oraz
drewniana konstrukcja kryta strzechą (lokalne na dole), była zamierzona, ale
jego zwielokrotnienie w czytelny sposób kwestionowało uzasadnienie modernizmu,
a właściwie importowania idei z północnej części globu. Co, w jakim zakresie i
w jakim celu podlega zatem modernizacji? W jakim powinno? Czy kontrolujemy ten
proces?
Podobnemu problemowi przyjrzeli się autorzy wspólnej wystawy Finlandii, Szwecji i Norwegii, opowiadającej w szczegółach historię Kenii, Tanzanii i Zambii, która rozpoczyna się w latach 60., po proklamowaniu niepodległości, a kończy 20 lat później. Po usunięciu kolonialnych (brytyjskich) struktur politycznych i biurokratyczno-administracyjnych władze tych krajów zaczęły z nadzieją importować rozwiązania skandynawskie: plany regionalne i urbanistyczne, rozwiązania w zakresie infrastruktury społecznej i przemysłu. Narracja kuratorska jest wielowątkowa i oczywiście pokazuje faktyczne i głębokie przemiany, ale równocześnie ujawnia trudne lub groteskowe elementy. Przykłady? Fabryka ryb, zaprojektowana przez Karla Henrika Nøstvika, posiadała rośliny w zamkniętym ogrodzie i poza nim, co miało być symbolem „dobrobytu dla wszystkich”, mimo że znajdowała się na... pustyni. Natomiast wysoka jakość wyposażenia szkół w głowach ludzi, którzy mieli później nimi zarządzać, rodziła wątpliwość, czy nie przerasta potrzeb. Co w tym miejscu jest zatem autentyczną zmianą, a co wyłącznie fasadą?
Inne pytanie o legitymizację nowych struktur państwowych, które powstają na zgliszczach kolonialnych, zadali w bardzo wyrazistej formie autorzy pawilonu polskiego. Kuratorzy z Instytutu Architektury w Krakowie poddali szerokiej analizie baldachim nad wejściem do grobu Józefa Piłsudskiego na Wawelu, zbudowany ze spoliów i elementów związanych z działaniami zaborców. Zakodowany w tym problem stał się dla mnie jaśniejszy po zestawieniu przygotowanych tekstów i diagramów z modernistyczną wyobraźnią kartezjańskiego filozofa-budowniczego. Dlaczego? Nowy i uporządkowany gmach wiedzy należy wznieść na surowym rdzeniu, ponieważ właściwości materiału rozbiórkowego (wcześniejszych koncepcji) mogą zepsuć nasze dzieło – ostrzegał autor „Rozprawy o metodzie”. Czy podobnie jest z państwem? Warto może zapytać o to, co moglibyśmy odkryć prowadząc – używając pojęcia Wolfganga Welscha – „estetyczną psychoanalizę” mitu II Rzeczypospolitej... Ciekawe zadanie, które stawia przed nami kuratorska kreacja.
Związkom pomiędzy kształtowaniem przestrzeni i tożsamością społeczności, która z niej korzysta, można przyjrzeć się jednak w zupełnie inny sposób, żeby ujawnić sytuacje i konsekwencje zerwania tej zależności. Tak zrobiła Matilde Cassani w części ekspozycji „Monditalia”. Wykadrowała społeczną przemianę włoskich wsi w Nizinie Padańskiej, która wcześniej była zamieszkana wyłącznie przez katolików i stanowiła monolit kulturowy, a teraz jest domem dla licznej populacji Sikhów. Poprzez nałożone na siebie zdjęcia przestrzeni publicznych miasteczek w dzień powszedni i w trakcie święta Baisakhi pokazała, że ta transformacja nie znajduje swojego odzwierciedlenia w krajobrazie. Stojąc na wprost widzieliśmy zabudowania w formie, która nie zmieniła się przez kilkadziesiąt lub kilkaset lat (np. bryłę historycznego kościoła), a gdy przesuwaliśmy się w lewo lub w prawo dostrzegaliśmy, że wypełniają ją wyznawcy tej religii. Dzięki temu stawało się dla nas czytelne, że urbanistyka i planowanie przestrzenne nie nadążają za wspomnianymi przemianami i są nośnikiem tożsamości, która nie istnieje lub odchodzi. Architektura w tym momencie staje się obojętna i pusta.
W jaki sposób wywikłać się z tej matni, żeby nie popaść w konserwatywną krytykę modernizmu? Można zejść kilka stopni ideologicznych w dół, co zaproponowali kuratorzy pawilonu belgijskiego. Z wielką swadą i ironią oraz analityczną dokładnością pokazali to, co kryje się za fasadami uporządkowanego miasta. Również modernistycznymi. Poprzez serię zdjęć zupełnie zwyczajnych wnętrz i instalacji, zaopatrzonych w absurdalne opisy, które przypominają fragmenty artykułów w prasie architektonicznej, dowiedli, że w tym prostym geście przekształcania najbliższego otoczenia kryje się naprawdę ważne źródło projektowania. Przez to również jego modernizacji... Rozwinięcie tej intuicji mogłoby otwierać nowy rozdział w dziejach nowoczesności bez osuwania się w nieuzasadnioną pychę modernizmu.
Podobnemu problemowi przyjrzeli się autorzy wspólnej wystawy Finlandii, Szwecji i Norwegii, opowiadającej w szczegółach historię Kenii, Tanzanii i Zambii, która rozpoczyna się w latach 60., po proklamowaniu niepodległości, a kończy 20 lat później. Po usunięciu kolonialnych (brytyjskich) struktur politycznych i biurokratyczno-administracyjnych władze tych krajów zaczęły z nadzieją importować rozwiązania skandynawskie: plany regionalne i urbanistyczne, rozwiązania w zakresie infrastruktury społecznej i przemysłu. Narracja kuratorska jest wielowątkowa i oczywiście pokazuje faktyczne i głębokie przemiany, ale równocześnie ujawnia trudne lub groteskowe elementy. Przykłady? Fabryka ryb, zaprojektowana przez Karla Henrika Nøstvika, posiadała rośliny w zamkniętym ogrodzie i poza nim, co miało być symbolem „dobrobytu dla wszystkich”, mimo że znajdowała się na... pustyni. Natomiast wysoka jakość wyposażenia szkół w głowach ludzi, którzy mieli później nimi zarządzać, rodziła wątpliwość, czy nie przerasta potrzeb. Co w tym miejscu jest zatem autentyczną zmianą, a co wyłącznie fasadą?
Inne pytanie o legitymizację nowych struktur państwowych, które powstają na zgliszczach kolonialnych, zadali w bardzo wyrazistej formie autorzy pawilonu polskiego. Kuratorzy z Instytutu Architektury w Krakowie poddali szerokiej analizie baldachim nad wejściem do grobu Józefa Piłsudskiego na Wawelu, zbudowany ze spoliów i elementów związanych z działaniami zaborców. Zakodowany w tym problem stał się dla mnie jaśniejszy po zestawieniu przygotowanych tekstów i diagramów z modernistyczną wyobraźnią kartezjańskiego filozofa-budowniczego. Dlaczego? Nowy i uporządkowany gmach wiedzy należy wznieść na surowym rdzeniu, ponieważ właściwości materiału rozbiórkowego (wcześniejszych koncepcji) mogą zepsuć nasze dzieło – ostrzegał autor „Rozprawy o metodzie”. Czy podobnie jest z państwem? Warto może zapytać o to, co moglibyśmy odkryć prowadząc – używając pojęcia Wolfganga Welscha – „estetyczną psychoanalizę” mitu II Rzeczypospolitej... Ciekawe zadanie, które stawia przed nami kuratorska kreacja.
Związkom pomiędzy kształtowaniem przestrzeni i tożsamością społeczności, która z niej korzysta, można przyjrzeć się jednak w zupełnie inny sposób, żeby ujawnić sytuacje i konsekwencje zerwania tej zależności. Tak zrobiła Matilde Cassani w części ekspozycji „Monditalia”. Wykadrowała społeczną przemianę włoskich wsi w Nizinie Padańskiej, która wcześniej była zamieszkana wyłącznie przez katolików i stanowiła monolit kulturowy, a teraz jest domem dla licznej populacji Sikhów. Poprzez nałożone na siebie zdjęcia przestrzeni publicznych miasteczek w dzień powszedni i w trakcie święta Baisakhi pokazała, że ta transformacja nie znajduje swojego odzwierciedlenia w krajobrazie. Stojąc na wprost widzieliśmy zabudowania w formie, która nie zmieniła się przez kilkadziesiąt lub kilkaset lat (np. bryłę historycznego kościoła), a gdy przesuwaliśmy się w lewo lub w prawo dostrzegaliśmy, że wypełniają ją wyznawcy tej religii. Dzięki temu stawało się dla nas czytelne, że urbanistyka i planowanie przestrzenne nie nadążają za wspomnianymi przemianami i są nośnikiem tożsamości, która nie istnieje lub odchodzi. Architektura w tym momencie staje się obojętna i pusta.
W jaki sposób wywikłać się z tej matni, żeby nie popaść w konserwatywną krytykę modernizmu? Można zejść kilka stopni ideologicznych w dół, co zaproponowali kuratorzy pawilonu belgijskiego. Z wielką swadą i ironią oraz analityczną dokładnością pokazali to, co kryje się za fasadami uporządkowanego miasta. Również modernistycznymi. Poprzez serię zdjęć zupełnie zwyczajnych wnętrz i instalacji, zaopatrzonych w absurdalne opisy, które przypominają fragmenty artykułów w prasie architektonicznej, dowiedli, że w tym prostym geście przekształcania najbliższego otoczenia kryje się naprawdę ważne źródło projektowania. Przez to również jego modernizacji... Rozwinięcie tej intuicji mogłoby otwierać nowy rozdział w dziejach nowoczesności bez osuwania się w nieuzasadnioną pychę modernizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz