____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




czwartek, 3 lipca 2014

KTO PLANUJE I PROJEKTUJE ROZWÓJ MIASTA?


Centrum Katowic to układ kilku ulic śródmiejskich znajdujących się w otoczeniu Rynku. Przechodzę przez ten obszar kilka, a czasami nawet kilkanaście razy dziennie, gdy idę na dworzec kolejowy. Spędzam w nim ponadto bardzo dużo czasu jako klient sklepów, restauracji, kin i galerii oraz różnych punktów usługowych. Spacerując i obserwując nowe inwestycje, a także siedząc na (nielicznych niestety) ławkach. Rozmawiając, zagadując nieznajomych. Nic niezwykłego – to w końcu centrum miasta. Z tego powodu, gdy redakcja jednego z miesięczników architektonicznych poprosiła koleżankę i mnie o napisanie tekstu o współczesnych przeobrażeniach tego terenu, nie miałem wątpliwości, że chcę wypowiedzieć się przede wszystkim jako mieszkaniec Katowic. I zarazem użytkownik przestrzeni publicznych. Dlaczego wybrałem taką formę? Czy zmiana słownika – z technicznego na pragmatyczny – ma aż tak duże znaczenie? Otóż ma i to zasadnicze. Teraz pójdziemy tą samą drogą.


Przypomnę, że o ocenę zmian w centrum najczęściej proszeni są architekci. Tak też było w przypadku ostatniego artykułu prasowego na ten temat, który powrócił ze względu na konsternację wywołaną budową betonowej ściany przed starą siedzibą Muzeum Śląskiego. Osoby zapytane o udostępnione wizualizacje odwoływały się do sądów smaku („nie podoba mi się”), wskazywały na kwestie kompozycyjne („otwarcie widokowe na północ”) lub rozwiązania materiałowe („banalna posadzka”). Nie będę odnosił się bezpośrednio do tych wypowiedzi, zatem zupełnie pomijam indywidualność ich autorów. Chciałbym przede wszystkim przyjrzeć się rozbieżności pomiędzy ich treścią, a sformułowaniem problemu. Rozmowa miała wszak dotyczyć „wizji rynku”…Czyli czego konkretnie?


Na wstępie chcę zaznaczyć, że w mojej ocenie „wizja rynku” to coś zupełnie innego niż kwestia jej interpretacji przestrzennej, a na pewno nie może być do niej ograniczona. Przywołując ograne pojęcia wyłącznie na użytek tej wypowiedzi i nie robiąc z tego szczególnej ceremonii teoretycznej, możemy to porównać do treści i formy. Pełna zgoda, że nie zobaczmy nigdy jednej w oddzieleniu od drugiej: miejskość miasta zawsze rozgrywa się w konkretnej przestrzeni, którą tworzą budynki, ulice, parki itd. Zasadniczo jest jednak tak, że w konkretnej formie architektonicznej można zmieścić różne wizje rozwoju miasta. Ponadto określona wizja może zostać na odmienne sposoby – równowartościowe – opracowana przez kilka zespołów projektantów. Zauważmy, że dziennikarze mieli trafne intuicje: treść jest najważniejsza. Dlaczego potem skupili się na formie?


Teraz drugie zastrzeżenie. Koncepcję zagospodarowania można oceniać pod względem kompozycyjnym, funkcjonalnym, konstrukcyjnym, użytkowym itd. Tak też wielokrotnie robimy. Przeczuwamy już, że to nie są zagadnienia kluczowe. Stawka tej gry jest wyższa, ponieważ decyzje dotyczące spraw zasadniczych zapadają wcześniej, albo w innym miejscu procesu planistycznego. Dla mnie nie jest on pracą nad „architekturą miasta” (Aldo Rossi), lecz zarządzaniem wspólnotą. Jest to więc proces polityczny w źródłowym znaczeniu tego słowa. Z tego też powodu nie bulwersuje i nie bawi mnie termin „polityka przestrzenna”, który pada w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. To wręcz pojęciowy strzał w dziesiątkę.


Politykę przestrzenną można prowadzić i zapisywać na różne sposoby. To, z czym mamy najczęściej do czynienia, jest plan miejscowy. Dla fragmentu centrum miasta, położonego na zachód od al. Korfantego, taki dokument faktycznie został uchwalony w 2012 r. Jego projekt był oczywiście konsultowany. Odbyła się dyskusja publiczna, na której pojawiało się tylko kilka osób. Miała miejsce w siedzibie Urzędu Miasta o godzinie 14-ej w dzień powszedni (czwartek). Nie była szeroko promowana, nie stanowiła ważnego wydarzenia społecznego. Złożono kilka uwag, które prezydent rozstrzygnął. W ten sposób zarządzano interesami przestrzennymi mieszkańców miasta, co pokazało, jak faktycznie wygląda demokracja lokalna, jeżeli patrzymy na nią procesualnie, a nie proceduralnie. Czy jednak wówczas można było jeszcze odwrócić kierunek zmian?


Szersze konsultacje dotyczące przebudowy centrum były prowadzone wcześniej. W 2008 r. odbyły się warsztaty dot. kształtowania przestrzeni publicznych obszaru śródmiejskiego. Rok później zorganizowano konkurs fotograficzny w celu wybrania najciekawszych rozwiązań architektonicznych w mniejszej skali, które miały być inspiracją dla projektantów nowego zagospodarowania Rynku i jego otoczenia. Następnie przygotowane w trzech wariantach koncepcje poddano ocenie w formie plebiscytu. Ton całemu procesowi nadał jednak w 2006 r. konkurs, w którym nagrodzona została praca Tomasza Koniora. Była ona podstawą opracowania „Planu Koordynacyjnego dla Centrum Katowic” oraz wytycznych planistycznych. Przyjęte założenia urbanistyczne zostały następnie utrwalone w postaci zapisów wspomnianego planu miejscowego. A jakie one są? Dopuszczają, a raczej narzucają znaczące zwiększenie intensywności zagospodarowania tego obszaru oraz wprowadzenie dużej ilości usług, w tym handlu wielkopowierzchniowego. Plan koordynacyjny, uzupełniający raport z konsultacji społecznych, promowany był w Polsce i zagranicą jako oferta inwestycyjna dla deweloperów. Finał już znamy: brak faktycznego zainteresowania ze strony potencjalnych partnerów strategicznych, regulacja stanu prawnego nieruchomości i przebudowa układu komunikacyjnego (drogowego i tramwajowego) w oparciu indywidualne decyzje administracyjne oraz przestrzeni placu w ślad za projektem, o którym tyle się obecnie dyskutuje. Za późno zresztą.


Fakt jest faktem, powstaje właściwie tylko nowa infrastruktura. Potwierdza to oczywiście dobrze znaną prawidłowość: samo ustalenie regulacji prawnych niczego w przestrzeni nie zmienia. Musimy mieć przecież nie tylko pieniądze na opłacenie przebudowy, ale pomysł na to, w jaki sposób zaangażować w ten proces inwestorów prywatnych. Warunki brzegowe są dość ściśle zdefiniowane. Dostępność publicznych środków finansowych może w znaczący sposób przemeblować nasze marzenia, gdyż ich duża część kierowana jest na konkretne zadania. Musimy chociażby wpisać się w wytyczne regionalne, a także krajowe. Natomiast inwestycje prywatne są ograniczone przez możliwość pozyskania kredytów komercyjnych, a te z kolei są wprost zależne od polityki banków. I przede wszystkim od kondycji samych przedsiębiorców. Cały ten układ ekonomiczny musi być zrównoważony. Powinien zapewniać samowystarczalność obszaru centrum, ponieważ trudno sobie wyobrazić, że w ten teren cały czas będziemy pompować dodatkowe pieniądze. Równie przerażająca jest wizja wypolerowanych na wysoki połysk chodników, które prowadzą przez pustostany urbanistyczne lub wzdłuż witryn lokali, których nikt nie chce wynająć. To jest główny problem, a nie materiał wykończeniowy posadzki.


Przede wszystkim potrzebujemy zatem (wspomnianej już na początku) „wizji” wypełnienia tej przestrzeni treścią miejską z uwzględnieniem wszystkich uwarunkowań. Może ją zapewnić chociażby biznes lokalny, a także równie lokalna działalność kulturalna, na której przecież zatrudnieni w niej ludzie muszą zarabiać. Są to oczywiście osoby mieszkające w mieście lub korzystające z niego codziennie, które warto w nim zatrzymać. I z nim związać w oparciu o rachunek korzyści. Na dłuższą chwilę lub na stałe, żeby ich pomysły i inicjatywy obrosły podobnymi. W klastrze pracuje się przecież efektywniej, a korzysta z tego całe otoczenie. Wyobrażenie o tym, jak to wygląda współcześnie, mogą nam dać odpowiedzi na kolejne pytania...


- Ile jest „Lokali na Kulturę” w bezpośrednim sąsiedztwie Rynku? Czy wiemy, kto chciałby się w nich usadowić, gdyby było ich więcej?

- W jaki sposób będą wykorzystywane pomieszczenia, do których będziemy wchodzili wprost z płyty tego placu i czy profil ich najemców będzie wpływał na charakter tej przestrzeni? Czy możemy z tego powodu spodziewać się jakichś konfliktów lub utrudnień w jej użytkowaniu?
- Czy funkcjonowanie usług będziemy wspierali przez animowanie wydarzeń w przestrzeniach publicznych? A może jedno nie będzie miało z drugim nic wspólnego?
- Za pomocą jakich środków zadbamy o komfort zamieszkania w centrum, które w wielu miastach uznawane jest po prostu za „dobry adres”?

Wróćmy zatem do doświadczeń związany z zarządzaniem ul. Mariacką. Pamiętajmy przy tym, że niewidzialna ręka rynku nie działa na polu kultury miejskiej. I nie dajmy się oczarować zaklęciom o „przepływach kapitału”, ponieważ pieniądze na inwestycje i konsumpcję są zgeokodowane. Zapytajmy o to naszych katowickich przedsiębiorców, jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości.


Po tej wycieczce wracamy do pytania o zdolność do określania i skuteczność w realizowaniu „wizji rynku”. Widzimy, że nie jest to koncert życzeń, choć bardzo często dyskusje o mieście odbywają się na tym poziomie i przybierają formę licytacji. Ewentualnie rzuca się na szalę argumenty emocjonalne lub estetyczne. A może powinniśmy zająć się przede wszystkim przestawianiem tych klocków, które mamy dostępne? Przed przystąpieniem do gry musimy wówczas dokładnie dowiedzieć się, jakiego są typu, ile ich mamy oraz jakie są reguły. Powinniśmy zatem zakładać i aktualizować bazy danych oraz rozwijać narzędzia ich analizy. Powinniśmy prowadzić stały monitoring rozwoju przestrzennego, ekonomicznego i społecznego miasta, a decyzje podejmować w oparciu o te dane. Ponadto powinniśmy ciągle spotykać się ze wszystkimi partnerami, żeby poznać i skoordynować ich plany. Nie mam tu na myśli jedynie kluczowych inwestorów (Inwestorów) czy deweloperów (Deweloperów).


Wizja miasta to negocjowanie tych wszystkich interesów. Przepisy ogólnopolskie i lokalne same z siebie nie stworzą wygodnego chodnika po zachodniej stronie al. Korfantego, powiązanego z całym systemem ścieżek pieszych w mieście i tego, co dzieje się w ich pierzejach. Żebym mógł dojść do dworca, jedząc po drodze śniadanie, jak chciałoby uczynić pewnie wiele osób. Trzeba przygotować się do tej małej inwestycji. Trzeba mieć strategię oraz taktyczne umiejętności do zarządzania i mediowania pomiędzy wszystkimi, którzy przyjdą, żeby wydać swoje (prywatne) pieniądze w naszym wspólnym (publicznym) mieście.


Oczywiście warto przygotować wizualizacje architektoniczne, żeby kierunek zmian był czytelny dla wszystkich mieszkańców i mógł ich zainspirować do podejmowania ryzyka przy realizowaniu swoich pomysłów. Niech zarządzający rozwojem miasta zrobią to na koniec, a my – użytkownicy – nie oczekujmy tego na początku. Zainteresujmy się naszym otoczeniem we właściwym momencie, żebyśmy więcej rozumieli z tego, co się wokół nas dzieje. W przeciwnym razie obudzimy się na etapie rozmowy o tym, czy chcemy mieć betonowy mur przegradzający w poprzek al. Korfantego. Prześpimy po raz kolejny rozmowy o nas jako wspólnocie, które odbędą się bez naszego udziału.


I jeszcze małe post scriptum…


W sobotę w pawilonie Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Architektów Polskich odbędzie się prezentacja finałowa opracowań wykonanych w ramach eksperymentalnych warsztatów projektowych „PRAGA PÓŁNOC”. Najciekawszych prowadzonych w tym momencie w Polsce. Co w nich zwróciło moją uwagę? Po pierwsze, ich przedmiotem są programy kompleksowych przemian społecznych, gospodarczych i przestrzennych na wybranym obszarze Warszawy, które powinny bazować na gminnych zasobach lokalowych. Po drugie, grupy warsztatowe musiały składać się z architektów i specjalistów z takich dziedzin jak socjologia, psychologia, antropologia, kulturoznawstwo, ekonomia, zarządzanie itp. Po trzecie, w jury, które będzie oceniało prace, zasiadają: ekonomista, socjolodzy, specjalista ds. lokali użytkowych oraz przedsiębiorca, urbaniści i architekci.


Genialne w swojej prostocie: partnerskie zarządzanie urbanistyczne.

Mam nadzieję, że w najbliższy weekend będę mógł dopisać rozwinięcie powyższych rozważań o „wizji rynku”, ponieważ wyniki warsztatów pokażą nowe kierunki rozbudowywania idei zawartej w niniejszym tekście.



Paweł Jaworski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz