____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




wtorek, 1 lipca 2014

FUCK THE CONTEXT


Słynne motto Rema Koolhaasa użyte przez mnie w tytule tego tekstu nie jest pochwałą myślenia o architekturze w oderwaniu od kontekstu, tak często uprawianej dzisiaj przez stararchitektów na całym świecie. Nie jest również próbą gloryfikacji samego autora, u którego teoria często nijak się ma do praktyki. Jego użycie jest raczej związane z dosyć krytycznym stosunkiem, jaki mam nie tyle do samego kontekstu w architekturze, a raczej do jego rozumienia zarówno przez wielu naszych architektów, jak i przez nas samych, czyli odbiorców i użytkowników przestrzeni stworzonych przez architektów. Sprowadza się ono do dosyć powierzchownego spojrzenia, ograniczającego problem tylko do zagadnień formalnych i kwestii estetyki. Zresztą samemu Koolhaasowi wcale nie chodziło o ignorowanie zastanego otoczenia, jak lubili twierdzić jego opononenci, tylko o próbę szerszego spojrzenia na nie. I choć sytuacja naszej, lokalnej architektury jest nieco inna niż w przypadku realizacji wielkiego Rema, a jego słowa mogą być różnie ocenianie i interpretowane, to warto się przyjrzeć bliżej idei architektury kontekstu i zastanowić się, czy przypadkiem hasło “Fuck the context” nie jest głosem rozsądku w całej tej dyskusji. A przynajmniej głosem, który pozwoli nam krytycznie spojrzeć na zmiany jakie zachodzą w przestrzeni naszego miasta.

Jakiś czas temu ukazał się magazyn Rzut nt. regionalizmu w architekturze, a w nim ciekawy tekst Wojtka Moćko poświęcony Koolhaasowi i jego stosunkowi do tematu numeru. Autor opisując poglądy architekta dotyczące kontekstu przytoczył jego słowa, które dobrze moim zdaniem pokazują problematyczność tego zagadnienia. “Kiedy mówiłem, że jestem przeciwko kontekstualizmowi, nie sprzeciwiałem się ruchowi architektonicznemu. Byłem zasmucony widząc (...), że zawarty w nim wymiar moralny skazywał go na ignorowanie wszystkiego co niedawne. Załowałem, że jedyny kontekst jaki brany był pod uwagę w działaniach kontekstualistów to historyczne miasto (...).” Warto do tego dodać, że zainteresowanie historycznym miastem czy tradycyjnym budownictwem z reguły ograniczało się do rozważań na temat użytych materiałów na elewacji czy formy budynku. Dzisiaj zresztą w podobny sposób podchodzi się również do dziedzictwa modernizmu, które przywracane w formie neomodernistycznych willi, jest tylko i wyłącznie estetycznym gadżetem, lekceważącym całą różnorodność myśli tamtego okresu. Dlatego też zaryzykuję stwierdzenie, że głównym problemem nie jest opozycja historyczny - współczesny, jak twierdzi Koolhaas, a raczej to czy kontekst to dla nas tylko i wyłącznie kwestie formalne, czy może również społeczne, polityczne, ekonomiczne, by wymienić tylko kilka. Podążając za Krzysztofem Nawratkiem można by stwierdzić, że nie ma architektury poza ideologią, dlatego też niebranie pod uwagę szerokiego kontekstu, w jakim funkcjonuje, jest ucieczką przed odpowiedzialnością za przestrzeń,w której powstaje. Nie możemy nie zadawać sobie pytań o prawo do przestrzeni, władzę nad nią czy społeczne oddziaływanie naszych działań. I nie jest to bynajmniej pytanie skierowane tylko do architektów czy ich zleceniodawców. To też pytanie do nas jako odbiorców i użytkowników miasta. Wszyscy naszymi decyzjami stawiamy konkretne wymagania architekturze i mamy wpływ na to, jak wyglądają nasze miasta. Dlatego warto mieć świadomość różnych kontekstów, w których architektura funkcjonuje, żeby móc później rzetelnie i uczciwie ją ocenić lub uniknąć niepotrzebnych, szkodliwych czy niebezpiecznych realizacji.

Dużą rolę w budowaniu świadomości, edukacji, promocji dobrych praktyk i realizacji mogą odgrywać nagrody architektoniczne, gdyż to one często pokazują, czym może być architektura, jaką może pełnić rolę i przede wszystkim, w jaki sposób odnajduje się w tej złożonej, pełnej kontekstów przestrzeni. Jednak na naszym lokalnym podwórku te idee rzadko są uwzględniane. Niestety tutaj dalej zastanawiamy się tylko nad konstrukcją, formą i estetyką w oderwaniu od innych kontekstów. Najciekawszym przykładem takiego myślenia jest słynne Osiedle Książece w Katowicach Ligocie, wciśnięte między ruchliwą drogę a tory kolejowe. Mało kto chciał tam mieszkać, a zdobywało ono najważniejsze nagrody przyznawane m.in. przez SARP. W uzasadnieniu podkreślano, że osiedle “nawiązuje do śląskich tradycji urbanistycznych, osiedli familoków o zwartej zabudowie". I tu znowu grzęzniemy w kwestiach formalnych. Szkoda, że to samo jury nie zauważyło płotu, który to osiedle zamyka na otoczenie czy  samej lokalizacji, w której powstało. To jest ta wybitna urbanistyka? Nagradzanie architektury, która kreuje szkodliwe społeczne relacje i negatywnie oddziaływuje na otaczającą przestrzeń, nie powinno się nigdy wydarzyć. Podobne przykłady można by mnożyć. W zeszłym roku nagrodzono kolejne osiedle o znamienitej nazwie “ Enklawa modernistyczna” pracowni Małeccy. Tak mówią o nim sami autorzy: ”Modernizm z czasów międzywojnia to prawdziwa architektoniczna perełka Katowic i zależało nam na tym, by do tego nawiązać(...). Estetykę oparliśmy na kontraście białych, kubistycznych form wystających z elewacji z grafitowym tłem, które tworzy pozostała część budynków”. I znowu mówimy tylko i wyłącznie o estetyce. A gdzie się podział cały modernistyczny projekt społeczny? Gdzie urbanistyka? Za to mamy kolejne wyróżnione osiedle, nie dość, że zamknięte, to do tego powstałe w szczerym polu i będące modelowym przykładem zjawiska suburbanizacji.
Ciekawym przypadkiem, choć jeszcze nie nagradzanym, jest również budynek sali koncertowej NOSPR-u, zaprojektowany przez Tomasza Koniora, czyli głównego zwolennika specyficznie rozumianej architektury kontekstu. Wykonany z cegły klinkierowej gmach ma nawiązywać do robotniczej architektury Nikiszowca. Tylko, że podobieństwa kończą się jak zwykle na estetyce. A konkretnie na słynnej cegle. Zresztą - pozostając przy kwestiach formalnych - budynek ten wraz ze swoją monumentalnością jest raczej zaprzeczeniem skromnej, pragmatycznej i skrojonej pod potrzeby użytkownika architektury robotniczej. . Kontekst w tym przypadku jest raczej symboliczny i skupia się na tym, co samego Koolhaasa najbardziej drażniło, czyli tylko i wyłącznie na tym, co historyczne. To co współczesne i to co jest realnym kontekstem dla tego budynku to centrum Katowic, gdyż to ono znajduje się w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Jednak Konior, nie podjął z nim żadnego dialogu, stawiając kolejną przeskalowaną ikonę, w związku z czym budynek ten stoi jak ciało obce wrzucone do przestrzeni, która kompletnie do niego nie pasuje. Myślenie o przestrzeni podobne, jak u światowych stararchitektów tj. Zaha Hadid czy Frank Gehry. Zresztą to również nie wyczerpuje różnorodności kontekstów. Wystarczy wspomnieć o przeroście motoryzacji w okolicach całej strefy kultury, która również jest nastawiona na ruch samochodowy. To tylko kilka możliwych kontekstów, w jakich ten budynek występuje i których zdecydowanie nie można pominąć przy jego ocenie.
Wszystkie te przykłady pokazują w praktyce, jak wąsko rozumiany jest dzisiaj kontekst w architekturze i jak to ogranicza nasze możliwości związane z jej projektowaniem. Nie zamierzam tu jednak twierdzić, że odpowiedzialność za to ponoszą architekci. A na pewno nie tylko i wyłącznie oni. To wina w jakiejś mierze polityków, którzy nie potrafią tworzyć odpowiednich zapisów i planów, bo to ich decyzje poprzedzają proces projektowy i go ukierunkowują. Bez ich politycznej woli nic się nie zadzieje. To też wina deweloperów i zleceniodawców, którzy myślą tylko o sprzedaniu każdego metra kwadratowego powierzchni. Ale to przede wszystkim wina nas samych, jako mieszkańców, że w takim, a nie innym mieście chcemy mieszkać, i takie względem niego mamy oczekiwania.

Możemy jednak wymagać od architektów, żeby myśleli o kontekście troszkę szerzej, niż tylko jako o zagadnieniu estetycznym i formalnym. Żeby mieli świadomość społecznych, ekonomicznych oraz poltycznych skutków swoich decyzji projektowych. I żeby nie nagradzali zamkniętych osiedli tylko za ich wyrafinowany detal czy materiał na fasadzie.

Czasem lepiej powiedzieć “fuck the context” za Remem Koolhaasem i przemyśleć swoją praktykę od nowa. Dzięki temu może będziemy mieli większą świadomość podejmowanych decyzji. I pamiętajmy, że dotyczy to nas wszystkich, nie tylko architektów. Jeśli oczywiście chcemy mieszkać w dobrze zaprojektowanym mieście.


Michał Kubieniec



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz