____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




wtorek, 22 lipca 2014

TAK ZWANY RYNEK


Dwa tygodnie temu zakończyły się warsztaty urbanistyczne PRAGA PÓŁNOC, które zorganizował Oddział Warszawski Stowarzyszenia Architektów Polskich. Miały nowatorską formułę: różnorodny skład jury i zespołów projektowych oraz skomplikowany przedmiot, czyli kompleksowy program zmian przestrzennych, lokalowych, społecznych, ekonomicznych oraz komunikacyjnych na wybranym terenie. Warsztaty były oczywiście ważne lokalnie, ponieważ równolegle przygotowywany jest Zintegrowany Program Rewitalizacji na lata 2014-2020 i taki był kontekst całego wydarzenia. Wyniki pracy mogą jednak wnieść nowe wątki do trwającej dyskusji o „wizji rynku” w Katowicach i szerzej: o zarządzaniu przestrzeniami publicznymi centrum miasta. To, co nas wówczas interesuje, to kilka kwestii: jaki powinien być cel przekształceń; jakich użyć do tego narzędzi; kogo w ten proces można i warto zaangażować, żeby osiągnąć lepsze efekty. To oczywiście nie wszystko…
Na wstępie: co i dlaczego pominę? Po pierwsze, nie będę zastanawiał się nad tym, czy zaproponowane przez zespoły warsztatowe interwencje „pasują” do miejsca, ponieważ nie mam szczegółowej wiedzy o terenie opracowania. Przesunę w związku z tym akcent z rozmowy o konkretnych pomysłach na dyskusję o nowych kierunkach myślenia. Inspirującą również dla nas. Po drugie, nie będę omawiał koncepcji opartych na rewolucji urbanistycznej takiej jak np. przekrycie torów kolejowych na długich odcinkach w celu stworzenia nowych terenów inwestycyjnych. Ta (jałowa) kwestia w Katowicach była rozważana i absolutnie nic z tej debaty nie wynika. Po trzecie, nie będę przywoływał koncepcji, które rozwijają ideę „upiększania” (beautification), czyli nawiązują do tradycji Ruchu Pięknego Miasta (The City Beautiful Movement) oraz pokrewnych. To moim zdaniem ślepa uliczka.
Startujemy! Pierwszą rzeczą, na której chcę się skupić, ponieważ zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, jest to, co nazwę „wrażliwością semantyczną”. Warsztaty znakomicie pokazały, jak ważne jest to, jakich pojęć używamy do zdefiniowania oraz opisu miasta i jego przekształceń. Co może ważniejsze: do określenia samych jego mieszkańców lub użytkowników. Język nie jest przecież niewinny i neutralny, cokolwiek te słowa mogłyby znaczyć. Używane przez nas metafory mogą coś ukrywać lub wykluczać, nadać stygmat albo wręcz przeciwnie – wyzwolić potencjał krytyczny. Zainteresowanych odsyłam oczywiście do znakomitej książki „Metafory w naszym życiu” duetu Georg Lakoff i Mark Johnson.
Zatem… W trakcie prezentacji padały określenia: „otwarte getto” jako tytuł jednej z prac, a w trakcie jej prezentacji – „mieszkaniec dziki” i „oswajanie mieszkańców”. Ponadto: „Praga A” i „Praga B”, które miały odzwierciedlać podział (i wyraźne wartościowanie?) obszaru opracowania w innej koncepcji. Z naszego podwórka doskonale znamy frazę „tak zwany rynek” lub określanie tego obszaru jako „salonu miasta”, przeciwko której protestuję konsekwentnie mówiąc „rynek” lub „duży pokój”. Chcę w ten sposób wskazać na wartość tego, z czym mieliśmy do czynienia. Podkreślić ponadto, że nie rozumiem sentymentalnych marzeń o placu idealnym, „prawdziwym”, które powinny wytyczyć kierunek prac planistycznych i projektowych.
Ze względu na specyfikę działań urbanistycznych warto przyjrzeć się nie tylko językowi werbalnemu, ale też graficznemu. W jednej prezentacji pojawiało się zdjęcie praskiej ul. Małej z Google Street View, które przedstawiało krajobraz zbliżony do katowickiego kwartału ulic: Pawła, Górniczej i Wodnej. W innej natomiast znalazły się fotografie modnych pubów, knajp i restauracji. Ta różnica przekładała się później na odmienne wizje rozwoju, konkretne wnioski projektowe i wybór narzędzi: interwencje społeczno-ekonomiczne w dzielnicy strukturalnej biedy lub estetyzację zagłębia przemysłów kreatywnych, w której należy podnieść „jakość przestrzeni”. Do końca spotkania nie mogłem ustalić, czy wszyscy rozmawialiśmy o tym samym miejscu. To były raczej – pozornie zazębiające się – monologi… W sytuacji warsztatowej to plus, ponieważ pozwala pozyskać różnorodne pomysły, choć generuje jednocześnie problem ich scalenia. W trakcie faktycznej debaty o mieście, pokazuje raczej, w którym miejscu się rozmijamy, a dzieje się to na dość wczesnym etapie i prawie zawsze. Choć może nam się wydawać, że już dochodzimy do konsensusu. Zanim w ogóle zaczął się spór. Przypomina to oczywiście zdarzenie opisane przez Chantal Mouffe w wywiadzie, którego udzieliła Markusowi Miessenowi. W trakcie dyskusji w London School of Economics uczestnik Światowego Forum Gospodarczego w Davos powiedział do uczestnika Światowego Forum Społecznego w Porto Alegre, że podczas obu rozmawia się o tych samych rzeczach. Filozofka wskazuje jednak, że to po prostu niemożliwe. Przestrzega jednocześnie, żebyśmy nie żyli w ułudzie, że wszystkie wizje i światopoglądy uda nam się ze sobą pogodzić. Tak też jest z projektowaniem przestrzeni publicznej centrum. To nie jest przedmiot „narracji konkretnej”.
Gdy już wiemy, jaka wizja będzie przyświecała naszym działaniom, oraz określimy sobie cele, warto poszukać odpowiedzi na pytania o to: CO, KTO, KIEDY, ZA CO i DLA KOGO ma zrobić. Warsztaty ujawniły – co powtarza się też w innych miejscach – że najbardziej przejrzystym rozwiązaniem jest dość konsekwentny program częściowej prywatyzacji komunalnych zasobów lokalowych, przekierowania uzyskanych środków na remont obiektów zabytkowych, w których zmienia się strukturę własnościową lub najemców, a w skali urbanistycznej – przetasowanie funkcji typu tenant mix z wydłużeniem czasu najmu i regulowaniem profilu działalności. Idea obudowywana jest narzędziami zarządzania przestrzenią publiczną, animowania życia miejskiego oraz łagodzenia skutków (nieuchronnej) gentryfikacji. Taki pomysł rodzi jednak tysiące pytań. O sam kierunek takich zmian. O faktyczne – a nie deklarowane – skutki społeczne. O konieczność moderowania styku „starzy” i „nowi” mieszkańcy. O (nie)odwracalność przekształceń w przypadku porażki pierwszego wdrożenia. O ogrom wysiłku administracyjnego, który trzeba włożyć w zrealizowanie tego pomysłu (w koncepcji: powołanie specjalnej, sprawnej spec-spółki gminnej gospodarowania mieniem).
Dla odmiany „zwinnym” (agile) pomysłem może być powrót do idei „akupunktury miejskiej”: tworzenia pretekstów do punktowych przekształceń bez sztywnego definiowania ich kierunku. Wówczas przestrzeń publiczna staje się laboratorium różnych miejskich działań. Nasze zadanie to, po pierwsze, zinwentaryzowanie terenu w poszukiwaniu miejsc aktywnych, z których ludzie już w tym momencie w różnorodny sposób korzystają. Trzeba jednak przyznać, że tak samo ważnym byłoby przejrzenie mapy pustostanów… Po drugie, możemy zająć się utrwalaniem tych funkcji, które znajdziemy, lub wprowadzać dodatkowe, wspomagające. W cyklu testować ewentualnie nowe. W podobny sposób – nawiązując do idei pop-up city – możemy oczywiście podejść do problemu użytkowania lokali i sprawdzać różne jego formy, a przez to zwiększać wartość społeczną oraz ekonomiczną ich otoczenia. Bez konieczności ich sprzedaży, co przecież wiąż się nieuchronnie z utratą kontroli nad ulicą jako całością. Najbardziej oczywistym pomysłem jest mechanizm wyboru najemcy w drodze konkursu ofert w ramach ograniczonego przeznaczenia taki jak „Lokal na kulturę”, który można rozszerzyć np. na rzemiosło lub inną działalność („Lokale dla kreatywnych” w Łodzi).
„Eksperyment urbanistyczny” może przybrać również formę prototypowania. Już nie tylko w skali produktu, ale architektury – tej małej i tej dużej. A może także relacji społecznych? Jeden z zespołów zaproponował, żeby w ten sposób rozgryźć problem handlu w przestrzeni publicznej, co kieruje nas w stronę struktur nieformalnych, bazarów i – często dyskredytowanego – handlu obwoźnego. Podobnie można wyznaczać strefy aktywności fizycznej, które nie będą zdefiniowane w sposób oczywisty i zupełny. Dołóżmy do tego ideę fablabu i przez pryzmat tego pomysłu spójrzmy na główny plac miejski… Inspirujące, prawda?
Osobnym zagadnieniem jest to, jak w proces rewitalizacji włączyć ludzi, którzy zdegradowany obszar zamieszkują lub z niego obecnie korzystają. Na spotkaniu w SARP-ie wspominano o klauzulach społecznych w zamówieniach publicznych, które pozwalają ograniczać wybór wykonawcy określonych robót lub usług do firm, które spełniają specjalne kryteria. Np. zatrudniają osoby trwale bezrobotne. Zastanawiano się też nad sieciowaniem projektantów, rzemieślników i sprzedawców. W przypadku centrum Katowic kluczową kwestią jest jednak przede wszystkim pytanie o współpracę samorządu z przedsiębiorcami... Przyznajmy szczerze, że nie do końca wiemy, gdzie są pieniądze lokalne. Ile ich jest i jaki jest ich potencjał inwestycyjny. A także w jaki sposób łączyć je z działaniami jednostek publicznych. To jest jedynie wierzchołek wielkiej góry lodowej pod szyldem „zdolności taktyczne”. W ostatecznym rozrachunku nie wiemy zatem, w jaki sposób i na kogo wpłynie przebudowa śródmieścia. A moglibyśmy klastrować różne usługi, a także szukać połączeń pomiędzy biznesem lokalnym, NGO i urzędem.
Największym problemem jest jednak mimo wszystko ewaluacja naszych pomysłów, co również doskonale pokazały prace prezentowane w Warszawie. Zastanawiamy się najczęściej nad wielkimi projektami inwestycyjnymi, obwarowanymi wielomilionowymi kredytami, a nie potrafimy zbudować strategii urbanistycznej opartej na konsekwentnej serii mniejszych interwencji. Procesu, który można w dowolnym momencie zatrzymać, ocenić i przerwać, jeżeli zmiany nie będą korzystne. O czym ja w ogóle piszę? Nie mamy przecież nawet zestawu wskaźników do oceny, czy miasto rozwija się w prawidłowy sposób. Taki, jak to sobie zaplanowaliśmy. I w ogóle o tym nie dyskutujemy, a do tego właśnie warszawskie warsztaty również zachęcały.


Paweł Jaworski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz