____ IDEA


Jesteśmy zanurzeni w mieście i miejskości.

Mieszkamy w Katowicach i codziennie korzystamy z przestrzeni, która tutaj powstaje. Właściwie to tworzymy ją za pomocą naszych działań zderzonych z decyzjami i wyborami innych użytkowników. Ten kontekst interesuje nas najbardziej. Czujemy się współodpowiedzialni za miasto, chcemy więc je lepiej rozumieć i mieć wpływ na to, jak funkcjonuje.


Kolektyw Miastoprojekt: Michał Kubieniec, Paweł Jaworski
________________________________________________________________________________________




piątek, 12 września 2014

W GORSECIE "KONTYNUACJI I HARMONIJNEGO ROZWOJU"


Ci, którzy choć przez chwilę przyglądali się pracy architektów i urbanistów, a także jej wynikom, zawsze mieli problem z uzasadnieniem zaproponowanych przez nich koncepcji. Podobnie sami projektanci, jeżeli ta kwestia w ogóle ich interesowała po odejściu od deski kreślarskiej lub wyłączeniu komputera. To właśnie z tych pytań o "argumenty", na których oparte są poszczególne rozwiązania, składa się teraz teoria architektury i urbanistyki jako dziedzina (względnie) niezależna od jej historii, psychologii twórczości, socjologii i ekonomiki procesów inwestycyjnych itd.

Oczywiście (i niestety) "uprawianie teorii architektury" często mylone jest z "dorabianiem teorii do architektury", na przykład w formie autorskich opisów o charakterze pseudo-poetyckim lub pseudo-mistycznym, a to chciałbym teraz wyraźnie oddzielić…

O co dokładnie chodzi? Możemy w nieskończoność jałowo dyskutować o tym, czy konkretna idea zainspirowana została kolorem lub układem cegieł w murze historycznym, jednak nie ma to żadnego znaczenia dla nas: użytkowników, odbiorców i krytyków zagospodarowania przestrzeni miejskiej i kształtu pojedynczych obiektów. Równie nieistotne jest to, czy i w jakim stopniu decyzje architekta były związane wolą lub gustem zleceniodawcy, dostępnością materiałów albo prognozowanym wzrostem renty gruntowej. Ten – posługując się określeniami austriackiego filozofa nauki, Karla Poppera – "kontekst odkrycia" ustępuje miejsca "kontekstowi uzasadnienia", czyli analizie, która odbywa się w naszych głowach. Ta rekonstrukcja dokonuje się (i jest w ogóle możliwa), ponieważ uczestniczymy na co dzień w kulturze, której architektura jest częścią nieodłączną. Oglądamy różne budynki i założenia urbanistyczne, czytamy książki lub artykuły na ten temat, uczestniczymy w debatach. Oczywiście dość szybko zauważamy, że treści tej kultury układają się wokół kilku najważniejszych pojęć.

Dotychczas zajmowaliśmy się jednym ze słów-wytrychów, które często powraca w różnych konfiguracjach teoretycznych: "kontekstem". O tym Michał Kubieniec pisał szerzej tutaj, gdy odnosił się do koolhaasowskiego hasła Fuck the Context. Teraz natomiast czas na równie "magiczną" i dość wyświechtaną "tradycję". Termin (nad)używany niestety częściej od poprzedniego. W naszym regionie przywoływany był właściwie od samego początku zastanawiania się nad przebudowy oraz rozbudowy górnośląskich miast i osiedli (Hermann Reuffurth o Giszowcu). Obecnie powraca natomiast wielokrotnie za sprawą różnych wypowiedzi, które umieściłbym w jednej szufladce opisanej hasłem "postmodernizm urbanistyczny". Jedną z nich jest historyczny już głos Tomasza Koniora, który odnosi się do nowej koncepcji zagospodarowania rynku: "Nie wyburzamy starych budynków, nie chcemy powtarzać błędów poprzednich pokoleń. Dla miasta ważne są kontynuacja i harmonijny rozwój”. To stanowisko, przedstawione w trakcie rozstrzygnięcia konkursu urbanistycznego, przytoczył ostatnio Przemysław Jedlecki.

"Kontynuacja"? Dość niebezpieczne sformułowanie, które włącza wsteczny bieg, albo skrywa drugie dno.

Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to przekonanie o (ostatecznym?) przezwyciężeniu historii. Ot, taka typowo heglowska pycha, która zamyka wszystko na klucz. To nie jest tak, że architekci modernistyczni i ich mecenasi wystąpili przeciwko XIX-wiecznemu pomysłowi na kształtowanie przestrzeni miejskiej, a teraz przychodzą projektanci postmodernistyczni i ich patroni, którzy ustawiają się w opozycji do swoich poprzedników. Teraz dla odmiany mamy do czynienia z całkowitą akceptację tego, co jest zbudowane. Śródmieścia takiego, jakim ono po prostu jest obecnie. Materiału przekazanego przez historię bez żadnej interpretacji, czyli podkreślenia tego, co uznajemy za ważne. Przede wszystkim jednak usunięcia tego, co nieistotne.

Bardzo dziwny, konserwatywny pogląd, prawda? Jeżeli przyjmiemy taką wizję, nic nam właściwie więcej nie pozostanie do powiedzenia. Będziemy kręcić się w kółko, a zdolność podejmowania decyzji planistycznych i projektowych zostanie sparaliżowana przez przeciążanie informacyjne oraz bezwzględny nakaz ochrony wszystkiego bez określenia, w jakim celu i dla kogo. Będziemy mieli świat, w którym gorset studiów historycznych krępuje jakiekolwiek nasze ruchy (o ile w ogóle o historię chodzi w tej grze). To oczywiście zagrożenie każdej konserwatywnej krytyki kultury, o czym doskonale wiemy co najmniej od XIX wieku...

To, co przekazały nam dzieje budownictwa, musimy zatem przefiltrować przez nasze potrzeby, przyswoić i dopiero wówczas stanie się to dla nas tradycją. Sita używają również architekci postmodernistyczni, nawet jeżeli nie jest to na pierwszy rzut oka widoczne, albo w ogóle sobie tego nie uświadamiają. Idea "kontynuacji" sprowadza się do tego, że prawdziwie NOWOCZESNE projektowanie układu urbanistycznego miasta zostanie osadzone na formach TRADYCYJNYCH. Nie będzie to jednak odwołanie się – jak w przywołanej wypowiedzi Tomasza Koniora – do tradycji rozumianej jako ciągłe przekształcenia przestrzeni miejskiej, które obejmują wszystkie mody i style, rozwiązania kwartałowe, ale też "grę brył w świetle" (Le Corbusier) modernizmu przed- i powojennego. Trzeba będzie przeszłość najpierw ocenić, pokroić, a potem ostatecznie zlepić według własnego pomysłu i uznania. Dokładnie tak, jak uczynili z antykiem teoretycy architektury renesansowej, a współcześnie – i w sposób wręcz komicznie dosłowny – Leon Krier w swoich rysunkach. Nie ma sensu tego działania ukrywać.

Jak to wygląda w Katowicach? Wiemy już, że przebudowa centrum nie będzie "totalną" kontynuacją, ponieważ taką szansę przekreśliły Wielkie Wyburzenia. Tyle na poziomie faktów, a co z uzasadnieniem? U jej podstaw leży tradycja rozumiana jako kadr z historycznych przekształceń. W tych ciasnych ramach zmieści się jedynie XIX-wieczne miasto złożone z ulic i zabudowy obrzeżnej. Z pierzejami, których nie wypełnią jednak kupieckie lub mieszczańskie kamienice na wąskich działkach, ale szklane wieżowce z supermarketami i apartamentami na dużych nieruchomościach. Ironia takiej gry polega na tym, że przyjmując podobną strukturę myślenia możemy starać się ufundować projektowanie na tradycji modernizmu powojennego. Wystarczy podmienić założenia i wskazać, że to przestrzeń modernistyczna (usuwany właśnie blok Śródmieście-Zachód Mieczysława Króla) jest ważniejszym punktem odniesienia dla naszych działań. Wówczas, co dość przewrotne, porównywalnie wygodnie rozsiądziemy sie w konserwatywnym fotelu - neomodernizmu. Na pewno będziemy również – jak wspomniani postmoderniści – spokojni, że mamy rozwiązanie problemów urbanistycznych zanim one w ogóle zostaną rozpoznane i wypowiedziane we współczesnym języku analiz planistycznych i przedprojektowych. Chcąc tego uniknąć, traktujmy ten ruch jedynie jako broń defensywną, która chroni nas przed zakusami Nowego Urbanizmu i innych postmodernistycznych pomysłów na miasto.

Dla mnie ciekawsze jest jednak głębsze odwołanie się do modernizmu, który wolę nazywać Oświeceniem, żeby nie wprowadzać zamieszania pojęciowego. Nie chodzi przecież o dyskusję o lokalizacji budynku na działce tonącej w zieleni, estetyce fasad z poziomymi pasami okien lub wolnym planie każdej kondygnacji. To są kwestie zupełnie marginalne i nie warto im poświęcać szczególnej uwagi. Modernizm (Oświecenie) uczy, że miasto jako zadanie projektowe nie jest żadnym rozsadzającym się od środka tekstem i nadpisywanym wielokrotnie palimpsestem, choć oczywiście może być jako taki interpretowane. Jest tylko i wyłącznie tworzywem. Można i trzeba poznać go z perspektywy historii: szukać tropów gwałtownej industrializacji z przełomu XIX i XX w., regulacji zaproponowanej przez mieszczaństwo niemieckie po nadaniu praw miejskich, czy radykalnej przebudowy opartej na komunistycznej konsolidacji własności, ale łamigłówka projektowa nie powinna szukać historycznej podpórki. Sama historia dość szybko nam ją przetrąci, ponieważ stanowi najlepsze lekarstwo na kaca historyzmu.

Nie potrzebujemy w związku z tym żadnej „kontynuacji”, ale po prostu dobrego pomysłu, który potrafimy opowiedzieć na poziomie operacyjnym, tzn. za pomocą konkretnych inwestycji.


Paweł Jaworski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz